10 sierpnia 2020

Rozmowa z Wujkiem Ogórkiem - o talentach i nie tylko!

 Rozmowa z Wujkiem Ogórkiem  - o talentach i nie tylko!

Przemysław Urbaniak - znany szerszej publiczności jako Wujek Ogórek. Z wykształcenia fizyk, z zamiłowania muzyk, który nagrywa głównie utwory dla dzieci, ale nie tylko - w 2019 roku ukazała się Jego pierwsza płyta skierowana do publiczności 18+. Pochodzi z Leszna, od roku mieszka w Gminie Tarnowo Podgórne i mówi, że tutaj odnalazł swój azyl i tutaj chciałby się zestarzeć.

Spotkaliśmy się w pięknych okolicznościach przyrody - nad Jeziorem Lusowskim, by porozmawiać o tym: jak to się stało, że robi, to co robi?  jak rozwijał się Jego talent?  i skąd w ogóle pomysł na pisanie utworów dla młodszej publiczności?

 

Familijna Gmina: Witaj! Spotkałyśmy się z Tobą, żeby porozmawiać o Twoim talencie. Bardzo zależy nam na tym, żeby uświadamiać i dzieciom i dorosłym przede wszystkim, że talent, który prezentowany jest na ekranach komputerów czy telewizorów, to jest już pewien efekt końcowy długotrwałej pracy włożonej w rozwijanie uzdolnień… że to nie jest tak, że dziecko rodzi się i od razu umie!


Wujek Ogórek: Tak, zdecydowanie tak nie jest! To są lata pracy, wyrzeczeń, by na końcu poczuć szczęście! 

Jako nauczyciel gry na instrumentach często widzę, że rodzice chcą spełniać swoje marzenia z dzieciństwa poprzez swoje dzieci i dość często zdarza się, że zapisują np. na naukę gry na gitarze, bo sami w dzieciństwie o tym marzyli. Bywa tak, że rodzice tak chcą, no tak bardzo chcą, żeby ich dziecko grało na gitarze, a to dziecko woli w piłkę kopać. Jedna mama taka była i ciągle pytała: "czy mu idzie? czy mu idzie?" A ja mówię: “No nie! Nie idzie mu, bo on nie chce grać na gitarze. Może lepiej go na karate zapisać, albo na piłkę?”. A mama na to: “ale ja tak bym chciała, by moje dziecko na gitarze grało”.


FG: Właśnie. Bardzo często jest tak, że rodzice na dziecku spełniają swoje marzenia z dzieciństwa. Zresztą znam to niestety z autopsji… Mój syn w drugiej klasie szkoły podstawowej zapytany, czy chciałby się uczyć grać na jakimś instrumencie, powiedział, że chciałby na gitarze. Kupiliśmy gitarę, znaleźliśmy nauczyciela, syn zaczął się uczyć grać i całkiem nieźle mu szło. Szybko nauczył się czytać nuty i też po kilku miesiącach był w stanie zagrać na gitarze melodię usłyszaną w radiu. Ale też zauważyliśmy z mężem, że z czasem coraz mniej chętnie ćwiczył, robił to raczej na ostatnią chwilę -tuż przed kolejną lekcją. Każda zachęta z naszej strony była jakoś zbywana, na głowie miał zawsze ważniejsze sprawy. Po roku nauki zadaliśmy pytanie: czy chce to kontynuować? Czy gra na gitarze sprawia mu radość? Okazało się, że nie… że on woli grać w koszykówkę. Odpuściliśmy, a syn nigdy więcej nie wziął gitary do ręki. Wisiała w jego pokoju jeszcze ze 3 lata i ani razu jej nie tknął… 

Miał dobry słuch muzyczny, bardzo szybko się uczył, ale zabrakło w tym wszystkim radości. On tego nie chciał. Dopiero, kiedy zrezygnował z dalszej nauki uświadomiliśmy sobie, że cała ta akcja to było niespełnione marzenie mamy - czyli w tym przypadku moje.


WO: Tak, ale bardzo często jest też w drugą stronę - dziecko mówi, że chciałoby grać, a rodzic na to - “a przejdzie mu!” “Poczekajmy, przejdzie mu.” A warto dać dziecku spróbować, może na początku wypożyczyć instrument i dać dziecku posmakować tego, o czym zamarzył. 


FG: A tu na myśl przychodzi mi moje drugie dziecko. Córka zapragnęła grać na gitarze, kiedy widziała, jak brat się uczy. Miała wtedy 5 lat. Bardzo chciała, ale nie szło jej to. Dużo nerwów ją to kosztowało… Kiedy syn skończył grać, ona również. Ale po kilku latach zapragnęła grać na keyboardzie. Mąż mówi, że strata pieniędzy, że przecież już próbowaliśmy i to nie wyszło. Poczekajmy, minie jej to. Ale córka jest wytrwała w realizacji swoich celów i jak się uprze, to nie odpuści. Namówiła całą rodzinę, dziadków, ciocie, żeby jej kupili keyboard na urodziny. Dopięła swego. Dostała instrument na dziewiąte urodziny. Ale jak już miała instrument, to chciała nauczyciela. Mąż znów - to strata pieniędzy, to dziecko nie ma talentu muzycznego. Niech sobie brzdękoli, przejdzie jej. Ale ona nie dawała za wygraną i po dwóch miesiącach wiercenia dziury w brzuchu namówiła tatę na prywatne lekcje. I co się okazało? Że świetnie jej idzie, nauczycielka cały czas chwaliła córkę za postępy, że szybko się uczy i jest ambitna… Po dwóch latach prywatnej nauki zdała egzamin do szkoły muzycznej pokonując 4 osoby na miejsce! Okazało się, że rodzic, któremu zabrakło wiary w umiejętności dziecka, nie miał racji. Ludzie, którzy się na temacie znają, uznali, że ma predyspozycje i warto rozwijać talent. 

Z jednej strony jest tak, że rodzice wtłaczają dzieci w coś, co nie jest ich, z drugiej zaś nie widzą potencjału i nie dają spróbować.


WO: Nie wiedzą, jak to rozpocząć. No bo nawet, jeśli dziecko chce, ale nie wiedzą jak - kupować tą gitarę, czy nie? Ale jak widzisz różne miejsca, które uczą dzieci grać, no to co Ci szkodzi spróbować przyprowadzić dziecko na lekcję, czy na dwie?


FG: Są też dzieci, które co chwile chcą próbować czegoś nowego. Kiedyś pracowałam z dziewczynką. Mama mówi” “ale ona co chwile chce robić coś nowego, ja już nie nadążam.”


WO: I wtedy warto umówić się z dzieckiem, że jak już się na coś decydujemy, to robimy to przykładowo pół roku i po pół roku wracamy do rozmowy, czy chcemy kontynuować. Bo dla dzieci na początku często jest tak, że to jest fajne, bo jest nowe, bo jest zabawa, ale po dwóch, trzech miesiącach już się nudzą. 


FG: Dzieci się wycofują, kiedy napotykają trudności. Na początku jest zapał, jest fajnie, bo jest coś zupełnie nowego, ale jak zaczyna się praca, pojawiają się trudności, dziecko się poddaje  - często tylko dlatego, że mu się nie chce. Zwykłe lenistwo je ogarnia. Kiedy się okazuję, że trzeba włożyć wysiłek, żeby coś z tego wyszło, no to się zniechęca. To jest też kwestia nauczyciela i umiejętnego dobierania zadań - żeby nie zadawać takich, które są trzy kroki dalej od tego, na jakim poziomie dziecko jest teraz. Tutaj kłania się podstawowa wiedza o tym, jak się rozwijamy, o strefach najbliższego rozwoju (pisaliśmy o tym tutaj:Kiedy opadną skrzydła).


WO: Chociaż dzieci też są niecierpliwe i z roku na rok jest coraz gorzej. Dzieci są przebodźcowane i ciągle szukają nowych doznań. Jak mają nową rzecz, to jest fajna, ciekawa, ale za chwilę “ja już się nudzę”. Chcę coś nowego, coś większego tak jak np. lody - lubię lody czekoladowe, ale potem te lody już mi się nudzą, to może teraz lody czekoladowe z wiśnią, albo z miętą… te dzisiejsze czasy nas psują. Wszystko jest bardzo bodźcowane - reklamy, zabawki, telewizja, bajki. Przecież same bajki - ja pamiętam jak czekałem na Misia Colargola - tam fabuła rozwijała się z odcinka na odcinek i człowiek czekał, bo był ciekawy, co się wydarzy w kolejnym odcinku. Dzisiaj pytam dzieci: “jakie bajki oglądają?”- mówią, że o robotach. Pytam, “ale co tam jest w tej bajce, co tam się dzieje?” Dziecko mówi: “nie wiem”. Tam się dzieje - blaski, krzyki, ale nie ma fabuły. Wszystko jest naszpikowane do maksimum, byle kolory, blaski… To powoduje, że dzieci dziś są w stanie skupić na dziesięć minut. Potem już się trzeba napracować mocno, żeby zatrzymać ich uwagę przy sobie. Ja też, jak pracuję z dziećmi, to wiem już na początku - czy dziś mamy dzień na rozwałkę? czy będziemy pracować? Już się nauczyłem, że najpierw trzeba dzieci jakąś intensywną zabawą zmęczyć, potem możemy spróbować czegoś nauczyć. Posiedzą te pięć minut, pouczą się piosenki i na nowo - musimy wstać, na nowo się pomęczyć, żeby móc kontynuować naukę piosenek.

 

FG: A jak to się zaczęło u Ciebie? Jesteś muzykiem, nagrałeś już 4 płyty.


WO: To poszło tak z przypadku… ja całe życie pisałem, zacząłem pisać nie wiem - w wieku 12 -13 lat, jak się nauczyłem na gitarze w domu grać.


FG: Sam?


WO: Najpierw na komunię dostałem keyboard, no ale rozwaliłem go szybko, bo tam ciągle coś zapisywałem, nagrywałem, te guziczki szybko się popsuły… no i wtedy zechciałem na gitarze się nauczyć grać. A że tata też jest muzykiem, to mówię: “tata naucz mnie grać na gitarze”. To mnie nauczył grać trzech chwytów, no bo chyba też myślał, że mi wszystko przejdzie, a jeszcze mieliśmy taką wielką gitarę, rosyjską chyba, metalowe te struny, kaleczyły mi palce do krwi. Ale się nauczyłem tych trzech akordów na gitarze, a potem sam już szukałem nowych chwytów, akordów, melodie przychodziły mi do głowy, więc już je mogłem sobie zapisywać… i tak zaczęły się piosenki pisać dla dorosłych…nigdy wcześniej nie pisałem dla dzieci... ale te moje historie były takie dziwne. Takie dorosłe bajeczki wychodziły. No i tak śpiewałem sobie… w liceum zacząłem komponować, gdzieś wystąpiłem, ale cichaczem. Cały czas wstydziłem się utworów, które są moje... w ogóle ja ich nie pokażę nigdy, bo przecież ludzie wyśmieją. Później się wyprowadziłem do Poznania na uczelnię, na fizykę…


FG: Czyli zupełnie nie muzyczne studia.


WO: No zupełnie nie. Ale ta matematyka też mnie ciągnęła, bo to powiązane jest. Na maturze fizykę zdawałem, bo wszyscy matematykę zdawali, to ja chciałem być inny. …na uczelni zacząłem śpiewać w chórze Gospel i było super! Ludzi poznałem…. ale jednak w chórze to byłem z tyłu, a ja ciągle chciałem tak do przodu, chciałem coś śpiewać bardziej i koleżankę w Gospel zapoznałem Agnieszkę z Czempinia, z którą zaczęliśmy tak sobie śpiewać - jazzowe covery, różne popowe lepsze kawałki - Sting, Mc Casy, George Michael. Agnieszka pracowała w tym czasie w Centrum Kultury w Czempiniu jako nauczyciel wokalny z dzieciakami i mówi: “chodź do Centrum Kultury, tam może jakieś koncerty z coverami”… no i to tak trwało może z pięć, sześć lat. Wyjeżdżaliśmy na koncerty, na konkursy, fajnie było. Ale ja ciągle pchnąłem się dalej, mówię: “kurcze, te covery są spoko, ale ja bym chciał jednak coś swojego”. Ciągle mówiłem Agnieszce: “zacznijmy coś swojego robić!” I tak zaczęliśmy robić, ale tak nie do końca wiedzieliśmy, w którą stronę pójść. I Kaśka - dyrektorka z Centrum Kultury mówi: “Ja mam tu co roku na półkoloniach dzieciaki, robię różne warsztaty. Wiesz co, bo ty tak te piosenki piszesz i piszesz. Napisz może kilka takich dziecięcych, może musical jakiś byśmy stworzyli”. Mówię: “Spoko, fajnie, nowe wyzwanie.” Napisałem osiem utworów - “O królewnie i groszku”, “Mała syrenka” wtedy powstały. Mi się to spodobało, bo dzieciaki chciały się ich nauczyć. Wydawało się, że dzieciakom to też się podoba, czują się fajnie. Tak się zaczęło… Kaśka mi mówi: “wiesz co, może byś tak mi cotygodniowe jakieś zajęcia w Centrum Kultury poprowadził i na koniec jakiś występ?” “Spoko, czemu nie” - mówię. Tak się zaczęło w Centrum Kultury w Czempiniu, następnie pojawił się wywiad w WTK i po tym wywiadzie mnie wzięło jedno z przedszkoli z Poznania, później kolejne, kolejne i to się rozniosło, że jest taki człowiek, który pisze piosenki dla dzieci. Jeszcze wtedy nie nagrywałem. Później te dzieciaki wychodziły z przedszkola do domu i śpiewały te moje piosenki. Raz jedna mama przychodzi i mówi: “Wie pan, bo moje dziecko śpiewa te pana piosenki i mi też każe śpiewać o jakiś dinozaurach. Szukam tego w internecie, ale tego nigdzie nie ma!” Mówię: “no nie ma, bo to są moje piosenki, które są nienagrane.” To mama mówi: “To musimy je nagrać!” I wtedy dzieciaki nazwały mnie jakoś tak Wujkiem Ogórkiem. Nie wiem, jak im to wyszło. Nie wiem, czy jestem taki łysy, czy może wysoki. No nie wiem... Zrobiliśmy zbiórkę na polakpotrafi.pl, uzbieraliśmy pieniążki na wydanie płyty i nagraliśmy te kilka piosenek. Nazwałem je “Piosenki Wujka Ogórka”,  bo to piosenki z przedszkola. To się do mnie przykleiło i już zostałem Wujkiem Ogórkiem. Potem kolejne przedszkola przyszły, kolejne koncerty, eventy, warsztaty, kolejna płyta, trzecia czwarta.


FG: To ile lat to już trwa?


WO: Pierwsza płyta została napisana w 2016 roku, jak zacząłem jeździć do przedszkoli, wydana w 2018, czyli tak z 4-5 lat jestem w przedszkolach. W Czempiniu te pierwsze warsztaty z Christianem Andersenem były w 2013 roku. Tak to jakoś się rozwinęło… mimo woli, bo ja ciągle chciałem robić te dorosłe piosenki. Te dziecięce to tak mówię, tylko hobbystycznie, ja będę ciągle pisał te dorosłe piosenki. A wyszło na to, że piszę głównie dziecięce piosenki, co mnie mega spełnia. Jestem szczęśliwy i już tak naprawdę nie chcę się pchać do dorosłych… czasami jeszcze mi się zdarzyło, że koncert dla dorosłych, ale to jest inaczej. Ci ludzie siedzą na tej widowni, czasem ktoś tam poklaszcze no i nie wie człowiek, czy to się podoba, czy to się nie podoba, bo nikt nie reaguje. A dzieciaki od razu - wstaną, zaczną śpiewać, tu podchodzą… to jest lepsze!


FG: To widać też na filmikach, które nagrywasz dla dzieci z naszej gminy. Kurcze! to jest ekran, a Ty potrafisz nawiązać kontakt z dziećmi!


WO: Bo ja widzę te dzieci, że ktoś tam na pewno jest, ktoś mnie słucha i ktoś chce być też zauważony. Rodzice mi mówią, że dzieciaki machają do tego komputera, mówią “tak, jestem Wujku!” Czasem mówię jakieś imiona, a dzieci mówią “mamo! Wujek mnie widzi!” "No pewnie, że widzi!" “Ale jak? Ma tu kamerę?” To jest takie mega fajne!  Na początku marca, kiedy zacząłem nagrywać te filmiki, było mi łatwiej. To były jeszcze live, więc rodzice też wpisywali komentarze i był taki pośredni kontakt. Chociaż te komentarze też mnie bardzo rozpraszały, myliłem teksty... bo ja jestem jedynie mężczyzną, więc jak robię jedną rzecz, to robię jedną rzecz. Jak dzieciaki - jak robią jedną rzecz, to się na tym skupiają, potem to rzucą, to robią kolejną rzecz.


FG: Ale w tym też jest zasób! Ja np. jestem antytalenciem kulinarnym.


WO: Ale tego można się jeszcze nauczyć.


FG: Tylko, że ja tego nie lubię robić. Jakbym mogła, chętnie bym komuś gotowanie oddała. Nie lubię. Ciągle mi coś nie wychodzi, bo ja np. tu coś gotuje i idę pranie powiesić, a w międzyczasie ta potrawa mi się zaczyna przypalać. A mój mąż ma swoje potrawy i on jak gotuje, no to się tylko na tym gotowaniu koncentruje i mu wychodzi super. A ja ostatnio robiłam synowi ulubione ciasto z paczki i mnie nawet to ciasto z paczki pokonało, bo zadzwonił telefon, jak ubijałam śmietanę i mi się zwarzyło wszystko. Nie mam w ogóle takiej możliwości, żeby się skoncentrować na jednym zadaniu, bo ciągle coś - a to jedno dziecko zawoła, a to drugie, a to trzecie :D i ja już tego gotowania tak nie lubię, że wiem, że już nie polubię.


WO: No tak, a ja jak robię jedną rzecz, to tylko ją robię i nie cierpię, jak mi ktoś przerywa, bo wtedy wiem, że zapomnę, co mam zrobić i już tego nie zrobię.


FG: Ok. A jak to było z tą Twoją edukacją? Mówisz, że Ty nie wiązałeś swojej przyszłości z muzyką, wybrałeś fizykę. A jednak stało się tak, że grasz i nagrywasz.


WO: Muzykę chciałem robić, ale tak myślałem, że będę to łączył. Nigdy nie chciałem być naukowcem, ale ta fizyka mnie ciągnęła. Na początku to ja w ogóle kucharzem chciałem być. Całe życie o tym marzyłem. Moja mama ciągle powtarza, że ja wchodziłem na ten taborecik w kuchni i ciągle coś mieszałem. Sernik raz upiekła, a ja paluszkiem równiutko tak dziurkę przy dziurce robiłem, bo mama gdzieś wyszła i jak wróciła, to się przeraziła. Miałem swoje garnuszki, gotowałem w kuchni, to pamiętam. Chciałem iść się uczyć na kucharza, ale moja siostra stwierdziła, że za mądry jestem i że muszę iść do liceum i zdać maturę. I poszedłem do liceum i dobrze, bo się matematyki nauczyłem. Chociaż ja byłem dzieckiem no takim… niedobrym dość. Ciągle dostawałem uwagi. Kiedyś były takie zeszyty na uwagi to inni mieli po 3-4, a u mnie zawsze trzeba było kartki doklejać, bo tyle ich było, że się w zeszycie nie mieściły. Zawsze było mnie wszędzie pełno. Ja też dzisiaj jak jadę do przedszkola i widzę te gagatki, co rojbrują, co szczypią tam ciągle kogoś w bok ja ich rozumiem! Ja ich naprawdę rozumiem! Ja ich wspieram nawet, bo wiem, że ich trzeba wykorzystać jeszcze bardziej. Więc u mnie na zajęciach mają więcej zadań - tu ktoś mi pieczątki trzyma, tu ktoś gitarę. I ja wiem, że oni muszą się wyszaleć bardziej.


FG: A jak myślisz - dzisiaj z perspektywy czasu - dlaczego byłeś takim dzieckiem, którego było wszędzie pełno?


WO: Hmmm… dużo było czynników. Na pewno rodzinne, ale też ja byłem takim niespełnionym dzieckiem, ciągle chciałem coś robić, chciałem być bardziej zauważonym. Na matematyce też, ciągle się zgłaszałem do odpowiedzi, nauczycielka mnie nie lubiła przez to. 

FG: To co mówisz, bliskie jest mojemu sercu bardzo - ja uwielbiam pracę tutoringową z dziećmi z trudnościami w uczeniu się, bo to są często dzieci niedostrzeżone i z bardzo niskim poczuciem własnej wartości. Pierwszy raz zauważyłam to pracując jako trener Odysei Umysłu. To jest taki międzynarodowy program, którego głównym celem jest rozwijanie umiejętności kreatywnego rozwiązywania problemów. Dzieci pracują w drużynach siedmioosobowych i wspólnie rozwiązują tzw. spontany, czyli krótkie problemy oraz problem długoterminowy, którego rozwiązanie trzeba przedstawić w formie przedstawienia. Dzieci tworzą wszystko same- od scenografii, przez scenariusz, kostiumy, wszystko same. Pomoc dorosłego jest uznawana za pomoc z zewnątrz i za to są przyznawane punkty ujemne. W naszych drużynach spotykały się bardzo różne dzieci, z różnymi umiejętnościami i każdy miał coś do zaoferowania. Każdy miał w sobie zasób, z którego drużyna czerpała. To jest niesamowite! Dzieci niesamowicie “rosły” w całej tej zabawie. Każde dziecko może sie tam wykazać i być w końcu zauważone. Tak mi się to z Tobą skojarzyło, bo już zdążyłam zauważyć, że Ty oprócz tego, że na scenie czujesz się jak ryba w wodzie, to też masz niesamowitą wyobraźnię.


WO: To taka choroba jest. :)


FG: Myślę, że to Ci niesamowicie pomaga wejść w świat dziecka. Pisząc piosenki dla dzieci to jest chyba w ogóle niemożliwe, żeby nie mieć takiej wyobraźni i nie umieć wejść w świat bajkowy… Ale też, nawiązująć do tego, co wcześniej powiedzieliśmy, dzieciom z ogromnymi pokładami wyobraźni trudniej jest usiedzieć w ławce i dostosować się do zasad.


WO:  No tak. Ja w szkole to siedziałem tak: dzieci, dzieci, potem jedna ławka pusta, druga ławka pusta i dopiero Urbaniak. U nas w Polsce to niestety wszystko jest bardzo schematyczne. Matura jest świetnym przykładem - jest klucz rozwiązań i musisz się w niego wpasować. Ja tego tak nie lubię! Każde dziecko jest inne, myśli inaczej i chce się nauczyć różnych rzeczy i uczy się ich w innym czasie.


FG: To niestety też widać w dorosłym życiu w pracy. Ludzie, z którymi rozmawiam, narzekają, że z roku na rok jest coraz gorzej. Młodzi ludzie przychodzą do pracy i trzeba nimi sterować cały czas, nie ma w nich inicjatywy i robią tylko do kreski, nic powyżej. Ja się śmieję, że dzisiejsze pokolenie to pokolenie dzieci thermomixów - trzeba im jak Thermomix mówić krok, po kroku, co teraz zrobić… to jest przerażające!


WO: Ja pamiętam, jak pisałem wypracowania w szkole średniej, to ja musiałem się też wyróżnić i ja się podpisywałem: Przemysław Urbaniak Houston Kukulski Jackson. I już było - 3 punkty za bezczelne podpisywanie się. A ja nie wiem, dlaczego tak się podpisywałem. Chciałem być inny. Na koniec też pisałem: “Dziękuję za miły temat, bardzo dobrze mi się pisało. Życzę miłego dnia!” No i to zawsze było źle odbierane, że jestem bezczelny.


FG: A jak myślisz? Czy życiowo ta chęć wyróżnienia się jakoś Ci pomogła?


WO: Tak. Choć ludzie mieli mnie czasem dość. Zwłaszcza nauczyciele na lekcjach… ja wiem, że na co dzień Ci nauczyciele nie mieli lekko. Dlatego to trzeba tak wypośrodkować, żeby dzieciak tego swojego szaleństwa nie zatracił w sobie, ale żeby jednak w jakimś tam minimalnym stopniu chociaż potrafił dostosować się do zasad.


FG: A co Ci najbardziej pomogło dojść do tego miejsca, w którym jesteś teraz?


WO: Moja siostra, która mnie ciągle gdzieś wypychała. Na tańce latino mnie zapisała, 3 czy 4 lata tańczyłem latino. Na półkolonie gitarowe mnie zapisywała, do Gdańska na teatralne warsztaty mnie wysłała. Ona ciągle pilnowała, żebym miał coś do roboty, bo miałem te nadmiary energii… ale też muzyka dookoła. Ciągle jej łaknąłem, szukałem inspiracji. Nie do końca wiedziałem, jaka muzyka mnie interesuje, choć czarna muzyka była zawsze - Whitney Houston, ale też Natalia Kukulska, którą uwielbiam, szanuję. Jak dla mnie jest cudowną osobą, która mimo swojej sławy nie przestała być normalna. Ona nie pcha się do telewizji, woli czas ze swoimi dziećmi spędzić. Jest to jedna z nielicznych wokalistek, która i się spełnia muzycznie i ma normalną rodzinę i nie musi nadrabiać żadnymi skandalami. Mógłbym na jej temat mówić mnóstwo, bo wiadomo, że ją lubię…. 

No, tak więc ja ciągle tej muzyki szukałem. Nadszedł moment, że natrafiłem na jazz. Jak usłyszałem Ella Fitzgerald, Eva Cassidy to pomyślałem - no nie! no to jest to! To jest muzyka, która mnie najbardziej rajcuje! Dzisiaj też recenzuję muzykę jazzową na pewien portal internetowy, to jest mega fajne. Myślę, że najbardziej rozwinęła mnie muzyka, to szukanie muzyki. Youtube mi wtedy pomógł, wtedy też jeszcze kasety były. Ja jako licealista chodziłem codziennie po szkole do takiego małego kiosku w Lesznie i tak prosiłem “może ma pani jakieś nowości? może mi pani puści?” Nic nie kupowałem, tylko chodziłem posłuchać. To było cudowne.


FG: Z tego, co mówisz, to przede wszystkim miałeś przy sobie osobę, która w Ciebie cały czas wierzyła i dbała o to, żebyś próbował nowych rzeczy. Miałeś też możliwości, żeby się w temacie muzyki rozwijać - bo i w domu ta muzyka była i pani z kiosku Ci pomagała zapoznając z nowościami…


WO: Ale też tak bez przesady, bo tata owszem muzykiem jest, ale nie był aktywny zawodowo jako muzyk i też u nas nigdy w domu nie było jakiegoś rodzinnego śpiewania, czy czegoś takiego. Owszem te kolędy razem śpiewaliśmy, ale tak poza tym to raczej nie.


FG: A Ty grasz na czymś jeszcze oprócz gitary?


WO: Na gitarze, na ukulele, na klawiszach trochę też, ale to tak, żeby sobie zagrać jakąś melodię, jak szukam dźwięku.


FG: I tego wszystkiego sam się nauczyłeś? Nie chodziłeś do żadnej szkoły muzycznej, nie miałeś żadnego nauczyciela?


WO: Tak, ale muzyka mnie zawsze pociągała i dużo muzyków mamy w rodzinie ze strony taty. Dyrygentkę mamy w rodzinie i kuzynki moje są po szkole muzycznej. A ja - powiedzmy sobie szczerze - wybitnym muzykiem to ja nie jestem. Ja melodię napiszę, słowa też - to jest moje, ale mam też swoich muzyków, którzy mi to ładnie ubarwią. Nie jest to najgorsze - umówmy się - ale wirtuozem nie jestem i nigdy nie będę, bo też do tego nie dążę. Nie chcę być wybornym instrumentalistą, nie. Ale napisać muzykę, nagrać, to spoko. Resztę mi muzycy lepsi ubarwią.


FG: Ale pomysł jest Twój!


WO: Tak, ja podstawy stworzę, tą bazę, a reszta niech się muzycy lepsi wykażą skoro też to potrafią.


FG: A co chciałbyś powiedzieć rodzicom dzieci z naszej gminy?


WO: Każdy z nas jest stworzony dla jakiegoś talentu. Każde dziecko ma talent, ale trzeba być cierpliwym i nie zmuszać dzieci do niczego. Znam dziewczyny, które pięknie śpiewają, które mają taki wokal, ale nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Jest taka dziewczynka, która bardzo ładnie śpiewa, jeździ na różne konkursy, festiwale, wygrywa... no ale widać, że to jej mama ma więcej radości z tego, niż ona sama. Ona to robi, bo mama każe. To jest złe. Rodzice muszą mieć przede wszystkim mnóstwo cierpliwości, by wyłapać to, w czym dziecko jest dobre i co chce robić. To też nie jest łatwe, nie oszukujmy się. Dziecko, jak jest małe, to nie wiadomo do końca, w czym będzie dobre. Dawać próbować różnych rzeczy i spokojnie, cierpliwie czekać i rozmawiać. Umówić, się, że te 4-5 miesięcy próbujemy i rozmawiamy o tym, czy to jest to. Chociaż też trzeba pamiętać, że jak coś nie jest nowe, to się dziecku nudzi. Ja to widzę na lekcjach gry na gitarze - rodzice dzwonią i mówią: “no nie chce jej się dzisiaj przyjść i nie przyjdzie”. Uważam, że to nie do końca jest ok, bo to uczy, że tak można sobie odpuszczać…. a nauka wymaga systematyczności.


FG: I takiej cierpliwości i spokoju życzymy wszystkim rodzicom! A dzieciom wytrwałości! Tobie dziękujemy bardzo za dzisiejsze spotkanie, za rozmowę i poświęcony czas i życzymy dalszych sukcesów. Do zobaczenia na koncercie!

 

Z Przemysławem Urbaniakiem  (dla dzieci Wujkiem Ogórkiem) rozmawiała Marta Żak-Jędrzejewska

Rozmowy wysłuchała Izabela Wach